niedziela, 30 lipca 2017

Wybrzeże Oceanu Atlantyckiego



Wybrzeże Szkieletów znajduje się między rzeką Kunene, pustynią Namib a ujściem rzeki Swakop. Miejsce to przez żeglarzy nazywane było „bramą do piekła” ze względu na panujące w nim silne prądy morskie oraz liczne płycizny, stanowiące śmiertelną pułapkę dla przepływających tam statków. Prądy te powodują, że jakkolwiek można wylądować na wybrzeżu to jednak odpłynięcie od niego łodzią napędzaną tylko siłą mięśni nie jest możliwe. Dlatego wzdłuż tego wybrzeża utonęło mnóstwo  statków, których wraki można do dziś zobaczyć.


Cape Cross  (Przylądek Krzyża) to miejsce na północ od Swakopmund, do którego w 1484 r. dotarł jak pierwszy Europejczyk portugalski żeglarz Diego Cao, który szukając drogi do Indii opłynął zachodnie wybrzeże Afryki i dotarł aż tu. W miejscu tym, zgodnie z umową z Janem II królem Portugalii, umieścił krzyż tzw padrao - wysoki na 2 m o wadze 360 kg, ku czci króla. Krzyż ten pod koniec XIX w został wywieziony do Niemiec. Dzisiaj mieszczą się tam dwie repliki. Czemu dwie? Bo podobno druga jest bardziej podobna do oryginału. 

Znajduje się tam napis: (mniej więcej) "W roku 6685 po stworzeniu świata i 1485 po narodzeniu Chrystusa, genialny i dalekowzroczny król Portugalii Jan II nakazał Diego Cao, swojemu rycerzowi, odkryć tę ziemię i wznieść ten krzyż"





Ale oczywiście nie to było powodem naszej tam wizyty. My pojechaliśmy tam zobaczyć kolonię fok. Żyje ich tam ogromna ilość, co najmniej 100 000. Dorosłe męskie osobniki mogą ważyć do 250 kg, a żeńskie do 70 kg. Żyją sobie na wolności, zjadają 1 000 000 ton ryb i innych stworzeń morskich (o 300 000 ton więcej niż rybołówstwo Namibii i RPA razem wzięte). 



Zaskoczeniem było dla nas to, że wydają dużo dźwięków, moim zdaniem podobnych do meczenia kozy, że pokryte są futrem (myślałam zawsze, że są czarne i gładkie, ale takie są tylko przez chwilę po wyjściu z wody), no i że niestety muszę to powiedzieć: ... śmierdzą. Nie specjalnie przejmują się ludzką obecności. Dotykałyśmy je. Ich futro jest raczej szorstkie.









Wracaliśmy wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego i postanowiliśmy zjeść nad nim lunch. Tak nam się spodobało, że postanowiliśmy pojeździć naszymi Toyotami po plaży. To była dopiero frajda.








Celem naszej podróży było tego dnia Spitzkope - góra o wysokości 1800 m npm, podobna do Matternhornu, położona na środku równiny, czerwona.


Na kampingu pod Spitzkoppe zorientowaliśmy się, że widzimy krajobraz mimo nocy . Zgasiliśmy wszystkie latarki i świeczki i wtedy zobaczyliśmy. Poczuliśmy się jak bohaterowie książek. Widzieliśmy otaczające nasz góry i nad nimi nieskończona ilość gwiazd. Księżyc świecił tak jasno, że rzucaliśmy cień. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Postawiliśmy sobie krzesła w tej namibijskiej nocy i po prostu patrzyliśmy na niebo.
W nocy obudził nas wiatr, który szarpał namiotami. Nie dało się spać. Wtedy zrozumiałam o czym mówią alpiniści. My na szczęście mieliśmy jeszcze taką możliwość, żeby przenieść się do samochodu i tam zasnąć. Miałam wrażenie, że za chwilę zerwie te namioty z dachu albo że poderwie razem z nimi samochód. Niesamowite.








PRAKTYCZNE

  1. Na kampingu Spitkope Campsite nie ma wody, ani elektryczności.
  2. Obsługa nie wyznacza miejsc kampingowych i trzeba jeździć i samemu szukać miejsca, co im się przyjedzie później, tym jest trudniejsze. Za to miejsca są w dużej odległości od siebie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz