Dzisiaj otwarto odnogę Hochaplenstrasse prowadzącą do Keiser Franz Josefs Hohe. To miejsce, gdzie ta droga dochodzi najbliżej Grossglocknera i lodowca Pasterze.
Keiser Franz Josefs Hohe.
W 1856 r. 26-letni cesarz Franciszek Józef (tak, tak ten ze słynnymi wąsami i żoną Sisi) przybył do Heiligenblut i rozpoczął 4-godzinną wędrówkę górską, którą skończył w miejscu, które dzisiaj nosi jego imię.
W 1862 r. powstało Osterreichischer Alpenverein (Austriacki Związek Alpinizmu), który propagował turystykę górską, ochronę przyrody oraz zajmował się budową schronisk. Jemu oraz rozwojowi kolei, tutejszy region zawdzięcza stopniowy rozwój turystyki. Powoli jednak zaczęło to zagrażać przyrodzie. Dlatego w 1914 r. Albrecht Wirth - przemysłowiec z Villach kupił 41 km kwadratowych ziemi wokół Pasterze i podarował Alpenferein jednocześnie zobowiązują towarzystwo do cyt : "wiecznego chronienia rezerwatu przed spektakularnym przemysłem turystycznym". Stało się to zalążkiem późniejszego parku narodowego.
Lodowiec Pasterze
Lodowiec to masa wolno spływającego lodu powstałego z topnienia warstwy wiecznego śniegu. Pasterze stopniowo topnieje. Jeszcze w 1856 r. sięgał do tarasu, ale ponieważ od tamtego czasu temperatura w tym regionie wzrosła o 1, 6 stopnia, stopniał o połowę swojej objętości. Jeśli ta tendencja się utrzyma za ok 80 lat zniknie zupełnie.
Widok na lodowiec w maju |
Niestety z uwagi na panującą dziś pogodę tj opady śniegu i mgłę nie widzieliśmy ani Grossglocknera ani Pasterze. Spróbujemy jutro. Jestem natomiast pod wrażeniem tutejszej organizacji tj np piętrowego parkingu tuż przy lodowcu i 2 wielkich schronisk. Czy aby już nie za wielkie to wszystko?
Obserwatorium Wilhelma Swarovskiego zostało ufundowane przez rodzinę Swarovskich z Innsbrucku. Ten budynek w kształcie kryształu górskiego zawiera teleskopy (od których rodzina ta zaczynała), przez które można obserwować zwierzęta takie jak świstaki czy koziorożce alpejskie. Dodam, że droga do niego była oczywiście zasypana i nie mieliśmy okazji z tych teleskopów skorzystać.
Hochalpenstrasse odchodząca od Franz Josefs Hohe |
Natomiast widzieliśmy świstaki. Dla mnie to była wielka gratka, bo zawsze chciałam zobaczyć świstaka, ale nie tego w telewizji, co to siedzi i zawija ani tego z tatrzańskich pocztówek. Tylko normalnie żywego, z bliska, bo on jest przecież za mały, żeby go oglądać z daleka. I dzisiaj mi się udało. Znajomi opowiadali, że biegają tu wszędzie świstaki, ale nie wierzyłam, ale to jest prawda. Mimo, że jest jeszcze mnóstwo śniegu, to na fragmentach, gdzie widać już było trawę siedziały świstaki i ją podjadały. Wcale im za bardzo ludzka obecność nie przeszkadzała. Trochę byłam zawiedziona, bo mają one wprawdzie świetne, puszyste futerko w kolorze zżółkniętej trawy, ale raczej są podobne do nutrii czy bobrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz